Dziennik wyprawy Sajany 2002
22.08.2002 czwartek
Wysiadamy w Abakanie o 7:50, rozglądamy się za jakąś informacją lotniczą, nic nie ma, pytam na
informacji dworcowej, dostaję numer telefonu na informację na lotnisko, niestety wielokrotne
próby dzwonienia nie przynoszą żadnych rezultatów, albo zajęte, albo jak ktoś odbiera to
natychmiast odkłada słuchawkę.
Kręcąc się przy budkach telefonicznych obserwujemy różne śmieszne
sytuacje, a to jakiś gościu ciągle wykręca numer mimo że na karcie ma zero impulsów, a to
kobieta wkłada odwrotnie kartę ( choć tu można zrozumieć, karty maja strzałkę, ale wkłada się
odwrotnie).
W końcu zaczepiamy gościa który, jak całkiem przypadkiem usłyszeliśmy przed
informacją, jest przewodnikiem Belgów. Pytamy o informację lotniczą. Jego grupa też jedzie
jak się okazuje do awiakas, ale już są tak napakowani że nie mogą nas zabrać, tłumaczy nam za
to gdzie są awiakasy, .Udajemy się w tamtym kierunku, jedziemy autobusem, szukamy kas,
w końcu zaprowadził nas na miejsce mały chłopak (Białorusin, był też w Polsce). W awiakasach
okazuje się że jest dzisiaj samolot o 13:40 a w dodatku są dla nas trzy bilety, no to super,
co prawda bilet kosztuje 6300 rubli (ponad 200$) , ale będziemy w związku z tym jeden dzień
krócej jechać do Moskwy (zgodnie z planem w Krasnojarsku bylibyśmy dopiero jutro rano - 18
godzin pociągiem, a i tak nie wiadomo jak z biletami).W banku obok robimy obmień waluty,
kupujemy bilety i trolejbusem jedziemy na lotnisko.
Jesteśmy na lotnisku o 11:00, przed
lotniskiem zjadamy śniadanie. Lotnisko wygląda jak dworzec w średnim polskim mieście, szczytem
są ubikacje, chyba były to najgorsze ubikacje jakie widziałem w Rosji ( a przecież to lotnisko).
Na lotnisku mamy trochę czasu, ważymy się na wadze do bagażu ( ważę 73 kilo w butach), no
więc schudłem z 8 kilo. Oddajemy bagaż, wygląda, że na nasz samolot czeka około 10 osób (więc
myślimy sobie że samolot będzie pusty),
Odprawa, prześwietlenie bagażu podręcznego (na wszelki wypadek przekładam negatywny z torby
do kieszeni), przejście przez bramkę do wykrywania metalu, piszczę, wykładam filmy, pieniądze,
zdejmuję zegarek, piszczę dalej, w końcu pokazuję gościowi na czubki moich butów, idziemy gdzieś
na bok, facet sprawdza mnie ręcznym wykrywaczem, faktycznie buty piszczą jak oszalałe. Na
szczęście nie każe mi zdejmować butów. Wchodzimy do poczekalni w której jest
podejrzanie dużo ludzi (większość Chińczycy, może Japończycy).
Podstawiany jest nasz samolot
(Vladiwostok Air fot.). Mam zamiar robić zdjęcia z samolotu, więc ustawiam się przy drzwiach,
aby zająć najlepsze miejsce przy oknie (nie ma przypisanych miejsc). Otwierają drzwi, więc gnam
do samoloty, a tam okazuje się że ten samolot miał międzylądowanie w Abakanie, i wsiadają
najpierw osoby które leciały z Władywostoku. Tych osób jest ponad 90 % więc nici z dobrego
miejsca w samolocie. Śmieszny motyw jak już wsiedli tranzytowcy, zostało nas przed samolotem
z 10 osób i kapitan liczył nas, tak jakby się zastanawiał czy wszyscy będą mieli gdzie siedzieć.
W końcu wsiadamy i znów szczęście dopisało, znajdują się 3 miejsca obok siebie, więc mamy
miejsce przy oknie, co prawda przy skrzydle ale nic to. Udaje mi się zamienić z Łukaszem na
miejsca, więc podczas lotu fotografuję widoczki fot..
Start to ostre wycie silników, potem
kapitan "puścił sprzęgło" to wgniotło nas trochę w fotele, następnie przez dłuższy czas nabierał
wysokości, i dalej spokojny lot nad chmurami (pod nami rozciągał się bialutki kożuszek chmur fot.,
jakbyśmy lecieli nad lodowcem). Lot trwał 5 godzin, w tym czasie stewardessy (nie uśmiechały
się oczywiście) rozdawały cukierki, wodę, soki, po dwóch godzinach lotu dostaliśmy ciepły obiad,
można było wybrać mięso albo kurczaka, wybrałem mięso. Nigdy bym nie przypuszczał że do tego
mięsa dostanę kaszę gryczaną, do tego surówka z pomidorów, wędliny, chleb, bułka i ciastko.
Tak że obiad był i smaczny i w miarę się najedliśmy. Głos z taśmy każe zapiąć pasy, jesteśmy
nad Moskwą, samolot szybko traci wysokość, robię zdjęcia przy lądowaniu fot..
Wylądowaliśmy,
lotnisko Szeremietiewo, autobus podwozi nas do poczekalni, czekamy na bagaże. Oczekiwanie
trwa całą godzinę, w końcu bagaże wyjeżdżają, wychodzimy przed dworzec, musimy dojechać jakoś
do najbliższej stacji metra. Stoją marszrutki po 20 rubli, wpakowujemy się do pierwszej lepszej,
jedziemy w stronę Moskwy, po kilku minutach kierowca coś tam mruczy, zawraca i jedzie w
przeciwna stronę (nikt z pasażerów nic nie mówi to i my o nic nie pytamy), po jakimś czasie
gościu staje, otwiera maskę i coś grzebie (wymienia chyba pasek klinowy), czekamy co dalej,
w końcu mówi że samochód mu się zepsuł i że dalej mamy jechać autobusem (niby załatwił z
kierowcą autobusu że nie musimy kupować biletów, ale kto go tam wie).
Dostajemy się do stacji
metra, mamy zamiar pojechać do Hotelu Turist, kupujemy bilety (10 przejazdów 35 rubli, więc
przejazd wychodzi po 40 groszy, taniocha). Jedziemy na Botanickij Ogród, znajdujemy hotel,
wchodzimy do recepcji i mówimy że chcemy pokój. Pokój dwuosobowy kosztuje 1600 rubli (aktualna
informacja z Internetu to 400 rubli), po sprawdzeniu paszportu pani stwierdza, że nie może
nam dać pokoju ponieważ jesteśmy w Rosji od 2 sierpnia, a nie jesteśmy zarejestrowani
(będąc w jakimś mieście powyżej 3 dni trzeba się zarejestrować). Tłumaczymy że pływaliśmy, pokazujemy bumagę
którą dał nam na wszelki wypadek Wołodia z informacją o naszym spływie z pieczątkami klubu
białoruskiego. Lecz panie są nieugięte, nie ma registracji, nie ma pokoju.
No to nic wracamy
na stację metra (są tam telefony) i zaczynamy dzwonić do znajomych Saszy. Najpierw próbujemy
wkładać kartę którą kupiliśmy w Nowokuzniecku (okazała się nieważna w Moskwie), następnie
dzwonimy z aparatu na pieniądze, mamy telefon do pracy, ale jest już późno więc nikt się nie
odzywa, próbujemy dzwonić na komórkę, tu mamy cały czas informacje że błędny numer, po kilku
próbach z różnymi kombinacjami pytam jakiegoś gościa jak się dzwoni na komórkę, gdy mi
odpowiedział zrobiłem duże oczy i pobiegłem po kartkę i długopis, a oto co mi napisał
7660222(symbol słuchawki)* numer komórki* - no to raczej byśmy nie zgadli, tak czy inaczej komórka też nie
odpowiada. Następnie dzwonimy do pani Galiny (kwatera z Internetu), ale ma już komplet, daje
nam namiary na jeszcze kogoś innego, ten ktoś każe zadzwonić za pół godziny, ale jakoś nie
decydujemy się już dzwonić. Kilka razy dzwonimy też z komórki Łukasz, ciekawe jaki będzie
rachunek. Rzucam okiem na moją listę (miałem wypisane gdzie można spać w Moskwie : na początku
listy są hotele, ostatni punkt listy to dworzec) pozycja przedostatnia: polski kościół.
Jedziemy metrem na dworzec Białoruski, idziemy z 30 minut, dochodzimy do kościoła fot..
Pytam
kogoś gdzie można znaleźć polskiego księdza, zaprowadzono mnie do zakrystii. Ksiądz miły,
opowiedziałem mu o naszych problemach z hotelem, on powiedział że jest tu od dwóch tygodni
i też nie ma registracji, i że w każdej chwili mogą go zwinąć milicjanci. W końcu pytam
o nocleg, mówi że oczywiście, że już w podziemiach jest jedna grupa z Polski. Informuje nas
żebyśmy się oczywiście zachowywali przyzwoicie bez alkoholu, papierosów, w końcu będziemy spać w
podziemiach kościoła.
Czekamy jeszcze, aż się skończy msza, po mszy ksiądz prowadzi nas
pod kościół, w salce gdzie mamy spać jest już 12 osobowa grupa która podróżowała po Mongolii
(rozłożone karimaty, śpiwory, atmosfera biwakowa). Nawiązujemy znajomości, wymieniamy
wrażenia z podróży, częstują nas kumysem i archi (wódką z mleka Jaka). Około 24:00 idziemy
spać (biorąc pod uwagę poprzedni dzień to jest dla nas 4:00). Nie mamy karimat, więc
składamy sobie łóżka z krzeseł - krzesła miękkie więc całkiem wygodnie.