Dziennik wyprawy Sajany 2002

23.08.2002 piątek

Wstajemy o 8:00, zostawiamy w kościele bagaże, mamy zamiar skontaktować się ze znajomym Saszy i załatwić kwaterę, a bagaże odebrać wieczorem.
Dzień zaczęliśmy od zwiedzania Placu Czerwonego fot. fot. , robi wrażenie fotografujemy Kreml , mauzoleum Lenina fot. (niestety w piątki zamknięte). Postanawiamy wejść na Kreml, czekamy w kolejce z 20 minut, (bilety po 200 rubli). Łukasz wykupuje jeszcze za 50 rubli możliwość fotografowania w cerkwiach. Przy wejściu do Kremla bramki z wykrywaczami metalu (całe szczęście buty tym razem mi nie piszczą), strażnicy sprawdzają co większe torby, z plecakami wcale nie wpuszczają (nawet małymi).
Wewnątrz murów Kremla sporo turystów oraz milicjanci pilnujący aby ci turyści nie pętali się gdzie nie trzeba. Zwiedzamy kolejne zabytki : Dzwonnica Iwana Wielkiego fot. fot., Katedra Zwiastowania NMP fot. fot. fot.,Katedra Zaśnięcia NMP fot., Katedra Michała Archanioła fot. fot. , w środku kolory dominujące to złoty i czerwony fot., ściany pomalowane od podłogi po sufit. Oglądamy najstarszą ikonę w Rosji. Na zewnątrz robimy sobie zdjęcia przy największej armacie fot.( 89 mm, 40 ton, podobno nie oddała żadnego strzału), największym dzwonie (202 tony), który jednak przy odlewaniu pękł i nigdy nie zadzwonił fot..
W południe Tomek dzwoni do znajomego Saszy aby załatwić kwaterę na resztę dni. Dodzwonił się do pracy, jednak nie bardzo mógł się dogadać. W końcu umawia się o 15:00 na stacji metra, mimo kilkukrotnych prób nie udaje mu się dobrze zrozumieć nazwy stacji, dowiadujemy się że to trasa 7 metra. Następnie drogą eliminacji próbujemy dociec jaka to może być stacja. Według brzmienia najbardziej pasuje stacja Tekstilscki. Po wyjściu z Kremla idziemy jeszcze na pocztę i kupujemy znaczki na kartki pocztowe do Polski (kartki kupujemy w GUM-ie fot. następnego dnia).
Jedziemy na stację Tekstilscki, o 15:00 rozglądamy się za gościem który także by się rozglądał (nie wiemy jak wygląda, ani on nie wie jak my wyglądamy), wypisujemy na kartce imię i nazwisko i chodzimy tak wzdłuż peronów, po jakimś czasie zmieniamy taktykę, stajemy w trójkę na środku peronu i czekamy aż ktoś podejdzie. Niestety na nic to wszystko, po 30 minutach dochodzimy do wniosku że klient się już nie pojawi, być może wcale to nie ta stacja.
Wracamy na dworzec Białoruski, idziemy na obiad (kurczak, ziemniaki, piwo). Po obiedzie dochodzę do wniosku, że może spróbuję przełożyć powrót z 25 na 24 sierpnia (wtedy będę miał jeden dzień wolnego przed pójściem do pracy). Okazuje się że jest jeszcze jedno miejsce w pociągu, no to przekładam wyjazd (105 rubli). Wracam do Łukasza i Tomka, okazuje się że w tym czasie wylegitymowali ich milicjanci. Całe szczęście, że mieli bilety lotnicze przy sobie, milicjanci poinstruowali ich tylko, że powinni się zarejestrować ponieważ po trzech dniach pobytu bez registracji płaci się wysokie kary. W związku z tym że Łukasz z Tomkiem będą 4 dni w Moskwie, postanawiają się zarejestrować, ja nie muszę , ale dochodzę do wniosku, że może mi się to przydać przy wyjeździe. Milicjanci oczywiście nie wiedzieli gdzie można się zarejestrować, narysowali na mapie gdzie jest najbliższy posterunek milicji, i że tam powinni wiedzieć. Szukaliśmy tego komisariatu długo, w końcu okazało się że jest gdzieś w jakiejś bramie, bez żadnego szyldu. Wchodzimy, siedzi sobie przy jedynym biurku gościu z papierosem w ustach, niedbale założona czapka, z kałachem na blacie, i zdziwiony naszym widokiem pyta po co tu przyszliśmy. Łukasz zagaduje o Awir (takie biuro meldunkowe). Milicjant tak mniej więcej nam powiedział na jakiej ulicy. Idziemy na wskazaną ulicę, szukamy z 40 minut, idąc pytamy jakiegoś gościa, okazuje się pracownikiem ambasady Słowackiej. No to sobie chwilkę porozmawialiśmy, on opowiedział nam, że w pobliżu jest polska ambasada, i że Polacy z ambasady chodzą do ich stołówki (też na piwo). Pożegnaliśmy się pytamy dalej o Awir, ale nie udaje nam się znaleźć, szukamy też komisariatu, ale też nie znajdujemy. Postanawiamy zapytać milicjanta w radiowozie, Łukasz podchodzi i pyta o Awir. Milicjant nie wie, każe nam chwilkę poczekać, mają przyjść jacyś starsi rangą to powinni wiedzieć. Przychodzi dwóch gości, obaj z kałachami, Łukasz pyta o drogę, coś tam nam chcą pokazać na planie, ale w końcu mówią żebyśmy wsiadali do radiowozu. Załadowaliśmy się jakoś w czwórkę (gruby milicjant i nas trzech) na tylne siedzenie do Łady. W samochodzie rozmawiamy o naszych problemach z zameldowaniem, o aktualnych wydarzeniach w Rosji, przestępczości w Moskwie. Dojeżdżamy do Awiru, okazuje się że jest już zamknięty. W końcu zgadujemy się, że w poniedziałek już wyjeżdżamy, na to milicjanci stwierdzają że nie jest nam potrzebna registracja, bez zameldowania można mieszkać trzy dni, ale dzień przyjazdu się nie liczy, nie liczą się też dni wolne, tak więc możemy być w Moskwie nawet do wtorku. Milicjanci okazali się tak bardzo mili że odwożą nas jeszcze do stacji metra.
Teraz już nie wiszą nad nami żadne problemy (już wcześniej postanawiamy że zostajemy w kościele) . Po drodze kupujemy 8 kilowego arbuza. Z Łukaszem idziemy do księdza Zbyszka, aby załatwić możliwość pozostania w kościele jeszcze kilku dni (poprzedniego dnia mówiliśmy że chcemy nocleg tylko na jedną noc). Ksiądz nie widzi żadnych problemów, przypomina tylko, żeby uszanować miejsce w którym nocujemy.
Schodzimy do podziemia, w naszej salce pojawiło się pięć nowych osób (a najśmieszniejsze jest to, że na dworcu Białoruskim Łukasz widział tych ludzi, jeden miał koszulkę z polskimi napisami, i Łukasz stwierdził że pewno spotkamy ich u księdza, i faktycznie tak się stało). Goście podróżowali po Ałtaju, Sajanach, wymieniamy wrażenia. Wieczór skończył się w miłej atmosferze przy dźwięku gitary.


poprzednia następna

Strona główna