Krym 2003

09.08.2003 sobota

Wstajemy o 7:30, dzisiejsze plany to Koktobel, Złote Wrota i Nowy Świat. Idziemy na dworzec, kupujemy na wszelki wypadek bilety do Symferopola na niedzielę. Kupując bilety do Koktobel, stwierdziliśmy że jeśli dotarliśmy tak daleko to jedziemy do Teodozji. W kolejce do kasy spotkaliśmy Polaków którzy pytali nas czy zwalniamy kwaterę. Oni ze swojej uciekli, ponieważ po zmroku karaluchy nie pozwalały im spać. Jedziemy 1,5 godziny, na miejscu zwiedzamy miasto, idziemy najpierw do Soboru ormiańskiego św. Sergiusza, następnie meczetu Mufti-Dżami. W okolicach meczetu idziemy na obiad, siedzimy "po turecku", pijemy winko do obiadu, jest przyjemnie. Dalej zwiedzamy ruiny twierdzy genueńskiej, cerkwie. Idziemy na plażę (jednej z nielicznych piaskowych na Krymie - tak mówią przewodniki), choć ona tak typowo piaszczysta to nie jest - raczej żwirowa. Po kąpieli marszrutką za 2 hrywny jedziemy do Koktobel. Jest już późno więc pędzimy na nadbrzeże aby załapać się na rejs do Złotych Wrót. Był tylko jeden statek więc podchodzę i pytam Kara-Dag?, gościu odpowiada da,da, więc się pakujemy na statek (10 hrywien). I płyniemy tak sobie, 10, 20 minut, Złotych Wrót nie ma, pół godziny, godzina i dalej nic. Widoczki są ładne, obok statku latają mewy, w oddali widać wyskakujące z wody delfiny. Jednak gdy zobaczyliśmy port w Teodozji już byliśmy pewni że to nie był ten statek na który mieliśmy wsiąść. I znów Teodozja, tak naprawdę w naszych najśmielszych planach Teodozja nie mieściła się w harmonogramie naszej wyprawy (bo trzeba pamiętać że mieliśmy 6 dni na poznanie całego Krymu), więc to chyba przeznaczenie nas przywiodło ponownie do tego pięknego miasta. Gdy dopłynęliśmy do portu słońce już zaszło, pojawił się problem, co robimy, jest już późno: czy jedziemy marszrutką do Koktobel, czy na dworzec autobusowy, postanowiliśmy na dworzec, jechaliśmy po mieście chyba z 20 minut (tyle samo wcześniej szliśmy piechotą). Na dworcu okazało się, że już o tej godzinie nie ma żadnego połączenia z Sudakiem, z Koktobel zresztą też nie, rozwiązania były dwa : spanie na plaży/dworcu, albo powrót taksówką. Na dworcu jakiś gościu proponuje nam, że za 80 hrywien zawiezie nas do Sudaka. Ale po jakimś czasie się jednak rozmyśla, rozmawiamy z taksówkarzami, patrzą na to niechętnie bo daleko i kręta droga. W końcu znajdujemy takiego który zgadza się za 70 hrywien dowieść nas do kwatery. Pakujemy się w pięć osób do samochodu, kierowca okazuje się bardzo sympatyczny, był kilka razy w Polsce, pracował w Szczecinku przy truskawkach, a potem w warsztacie samochodowym, odwiedzał też znajomego w Bornym Sulimowie, opowiadał m.in. jak z Bornego Rosjanie sprzedawali Polakom całe wyposażenie mieszkań. Kierowca pędził po ciemku mocno krętymi drogami jak na dobrym thrillerze. Ja co prawda lekko drzemałem, ale gdy kierowca opowiadał o winach, o winoroślach, i o tym, że jak w kołchozie jest czas zbioru winogron i przychodzą tumany i przez nie te winogrona spadają na ziemię, wszyscy zaczęli mówić, że tak, to u nas są tumany znaczy głupi ludzie, to już nie zdzierżyłem i się odezwałem że tumany to mgły - w każdym bądź razie było z tym kupę śmiechu. Kierowca dowiózł nas szczęśliwie do kwatery, jeszcze pytał czy aby mamy pieniądze na powrót i jedzenie, skłonny był nam pewno nawet oddać część pieniędzy. Pożegnaliśmy się, na kwaterę i około północy spać.

Teodozja, Feodosija - założona w VI w. p.n.e. przez osadników greckich z Miletu. W IV w. zniszczona przez Hunów, pod koniec VI w. zdobyta przez Bizancjum, w początku XIII w. przez Tatarów. Od IX w. nazywana Kaffą. W 1266 chan Złotej Ordy przekazał Teodozję kupcom z Genui. 1475 zajęta przez Turków, którzy oficjalnie nadali miastu nazwę Kaffa. Najważniejsza twierdza turecka na północych wybrzeżach Morza Czarnego i ośrodek handlu niewolnikami. 1771 wcielona do Rosji. W 1783 przywrócono nazwę Teodozja.

10.08.2003 niedziela

Pobudka o 7:00, śniadanko, Rafał zagadał babcię abyśmy mogli zostawić plecaki do wieczora, początkowo babcia nam odmówiła, ale jak wyjaśniliśmy że rzucimy graty gdzieś w przedpokoju to się zgodziła. Dzisiaj plan wypoczynkowy: zwiedzanie Twierdzy Sudak oraz Nowy Świat. Do twierdzy idziemy piechotą przez miasto, żar leje się z nieba, chyba z 40 stopni C. Bilet do twierdzy kosztuje 5 hrywien, pytamy czy są studenckie, kasjerka wyjeżdża, że u nas też nie ma studenckich dla Ukrainców, w każdym razie Gosia się tak wkurzyła, że nie będę cytował gdzie pani kasjerka miała sobie wsadzić tą twierdzę. Mimo wszystko weszliśmy do środka, zjedliśmy arbuza, pochodziliśmy po murach, na samej górze świetny widok na plaże w Sudaku. Następnie jedziemy do Nowego Świata, jest tam podobno jedna z najładniejszych plaż na Krymie. Marszrutki pełne, w ogóle się nie zatrzymują, jedziemy więc taksówką (wcale nie była to taka wielka rozrzutność, płaciliśmy jedynie 0.50 hrywny drożej niż za marszrutkę). Przejazd co prawda tylko 6 km, ale przez góry, kierowca strasznie narwany i prawie byśmy zaliczyli czołówkę z jakimś samochodem. Plaża jest w przepięknej zatoczce, piaszczysta, fantastycznie. Popływaliśmy, poleżeliśmy kilka godzin, wracamy do kwatery, zabieramy plecaki, żegnamy się z panią i kotami ( bo zapomniałem napisać że były tam cztery małe kotki, które Iwona z Rafałem dokarmiali). Na dworcu kupujemy chleb, konserwy, robimy sobie obiad. W pewnej chwili patrzymy a tu stoi przed nami nasza babcia z butami Iwony w ręku. Iwona się bardzo ucieszyła bo to kultowe buty (od liceum), babcia zapisała nam jeszcze numer telefonu gdyby ktoś się wybierał do Sudaka. O 18:10 marszrutka do Symferopola, kierowca mnie wkurzył bo chciał od nas po 2 hrywny za bagaż, podróż trwała 2 godziny, na dworcu poszedłem do kierowcy zapłacić za bagaż i się kłócić o cenę, dałem mu 5 hrywien i też się ucieszył, więc nie było sprawy. W Symferopolu radość przy kantorze, przyjmują 1 dolarówki (a z kasą już było ciężko). Więc gdy znów mieliśmy pieniądze poszliśmy na miasto : piwo, longiery, wino. W oczekiwaniu na pociąg idziemy do parku spożyć te dobra. O 22:05 ruszamy ze stacji, miejsca mamy niestety boczne i porozrzucane po całym wagonie. Siedzimy sobie w jednym przedziale (plackartnyj) tam gdzie mamy dwa miejsca obok siebie, gdy wróciłem do siebie patrzę a na moim łóżku leży jakaś poduszka, nie zastanawiając się długo wziąłem ją wrzuciłem do góry na bagaże. Dopiero rano okazało się że ja miałem miejsce na dole, a zająłem jakiejś starszej pani górne, i jeszcze do tego wyrzuciłem jej poduszkę, co ciekawe wcale nie zwróciła mi uwagi (nieciekawie to świadczy o moim wyglądzie).

Sudak - rosyj. "Sandacz", miasto założyli Grecy, najstarsze budowle pochodzą z VI w, największą atrakcją jest Twierdza Sudak (choć jest tylko rekonstrukcją budowli stworzonej przez konsulów genueńskich w latach 1371 - 1469)

Nowy Świat - znany z piaszczystych plaż oraz z zakładu produkującego wina musujące " Nowy Świat", ,

11.08.2003 poniedziałek

Prowadnica budzi nas o 6:00, o 6:39 dojeżdżamy do Dniepropietrowska. Leje deszcz, siadamy w poczekalni, co parę minut z megafonów lecą jakieś patriotyczne melodie, na zmianę zresztą z nieustającymi zapowiedziami pociągów i innymi nikomu niepotrzebnymi informacjami. Tak mi się od razu skojarzyło :

Siedzieliśmy w poczekalni, bo na zewnątrz deszcz i ziąb
Do pociągu sporo czasu jeszcze było
Można zatem wypić kawę albo rzucić coś na ząb,
Bo nikt nie wie kiedy człek znów napcha ryło.........


Jak już napchaliśmy ryło poszliśmy na miasto do znanego nam już centrum, jakieś piwo, czeburieki - jak kto miał kasę. Wracamy na dworzec, o 13:40 pociąg do Lwowa. Znów mamy miejsca boczne. Pierwszy przedział jest wolny więc zadomowiamy się tam, prowadnica co przystanek przypomina nam że się mamy z niego zmywać, ale i tak wciąż siedzimy. Tym razem trafiliśmy na mało przyjazną prowodnicę no bo wrzątku nie ma, kibel zamknięty, Rafał co przystanek interweniuje w sprawie kibla, i za którymś tam razem prowodnica zaczyna otwierać regularnie (czyli po każdym przystanku), myślę że za to nas nienawidzi jeszcze bardziej. W końcu prowadnica wyrzuciła nas z tego przedziału, zleciały się na prowadnice z kilku wagonów i herbatka (pita z łyżeczką w szklance), kawka, ciasteczka. Ale jak sobie poszły znów przejęliśmy ich przedział, zaczęliśmy grać w kalambury. Znów nas wyrzucili z tego przedziału bo przyszła jakaś poważna kontrola. A my i tak nie zrażeni dalej graliśmy w kalambury, ci ważni patrzyli na nas trochę dziwnie, ze strasznie poważnymi minami, a my śmiejemy się na całego. W końcu komisja sobie poszła, my znów do przedziału. Na dłuższym przystanku zbieramy całą kasę jaka nam została, no niewiele tego bo 3,94 hrywny, wyskoczyłem na peron na zakupy i kupiłem : śliwki, gruszki i słonecznik - całkiem nieźle, a słonecznika to skubaliśmy jeszcze ze dwie godziny.

12.08.2003 wtorek

Wstajemy o 7:30, śniadanie, zgodnie z planem o 8:23 jesteśmy we Lwowie. Od razu idziemy na marszrutkę 297, znów opłata w różnych walutach, ja jadę za 1$, pozostali jadą za 5 zł. Po jakiś 20 minutach jazdy Rafał orientuje się, że nie zabrał plecaka z pociągu, już chce wracać ale ponieważ pociąg jechał dalej więc nie ma szans na dogonienia go, niestety przepadł plecak, aparat, dziennik Rafała i inne drobiazgi. Po dwóch godzinach dojechaliśmy do Medyki. Ostatnie ukraińskie piwo, ostatni arbuz, ostatnie wspólne zdjęcie. Idziemy do przejścia, straszny tłok, ludzie wpychają się do kolejki, strażnicy ukraińscy ustawiają nas w kolumny po dwie osoby w rzędzie, i tak poruszamy się co kilka metrów. Na granicy ukraińskiej przechodzimy bez problemów, gorzej z granicą Polską, Przed wejściem tłoczy się z tłum kilkuset mrówek, tłok, ścisk, wyzwiska. Całe szczęście ktoś nam powiedział, że z plecakami puszczają boczną bramką, więc przechodzimy przez dziurę w płocie (!), stajemy przy bramce i czekamy na jakiegoś pogranicznika. Pogranicznicy oczywiście trzymają swój fason, gdy jednego zagadaliśmy to odpowiedział żebyśmy się powiesili!. Ale w końcu przyszedł jakiś normalny i nam otworzył, po następnych 15 minutach byliśmy już w Polsce. Bus za 2 złote do Przemyśla. Na dworcu sprawdzamy najlepsze połączenie do Torunia. Okazuje się, że to nie jest takie proste, z przyczyn oczywistych wyłączyliśmy Express-y i okazało się że połączenia są dość kiepskie. W informacji zestawiono nam połączenie, tak że w Toruniu będziemy około 6 rano, sprawdzamy jeszcze PKS, ale tam to już kompletna tragedia. Idę jeszcze na pocztę do kawiarenki internetowej poszukać może coś innego się znajdzie. Udało się zestawić zestawić połączenie tak, że byliśmy dwie godziny szybciej w domu (dobre i to). Siadamy w barze, placki ziemniaczane, fasolka po bretońsku. Idziemy na wycieczkę po Przemyślu, dochodzimy do zamku, trochę tam posiedzieliśmy. O 16:66 jedziemy pociągiem do Zawiercia, o 22:58 do Torunia, i w Toruniu jesteśmy o 3:59.

Informacje z ramek pochodzą z :
- przewodnik Krym wydawnictwa bezdroża - polecam podczas podróży na Krym
- wiem.onet.pl


poprzednia

Strona główna