Krym 2003

05.08.2003 wtorek

Noc była ciężka ("problemy żołądkowe" - jakby co to po małżach - brrrrr!), ale ranek jeszcze gorszy, trzeba było wstać wcześnie rano, ponieważ o 5:38 przyjechaliśmy do Symferopola. Ja śpię jeszcze na dworcu (wszystko przez te małże - brrr!), bardziej zdrowi poszli po bilety, jednak na dworcu w kasach już nie było na 10 sierpnia, bilety dostaliśmy dopiero w kasach w Centrum, choć znów przez Dniepropietrowsk - czyli nici z Odessy, jednak i tak się cieszymy że w ogóle w tej sytuacji dostaliśmy jakiekolwiek bilety. Znajdujemy autobus do Sewastopola, ładujemy plecaki, ja z Krzyśkiem stajemy przy kierowcy aby kupić bilety, reszta ładuje się na tylne siedzenia. I tu następowało zadziwianie kierowcy, mówię, że chcę kupić pięć biletów, kierowca mówi, że w kasie, ale tłumaczę, że już za późno, coś tam marudzi ale w końcu się zgadza, no to ja mówię poproszę pięć biletów, kierowca pyta jakie pięć? (bo widzi tylko mnie i Krzyśka), no to mu pokazuję że reszta już siedzi, wtedy kierowca mówi że w ogóle jak mogliśmy wejść do autobusu bez biletów, i że nie ma już miejsc, no to mówię że my już bagaże włożyliśmy, pokręcił głową ale w końcu się zgodził, ja widząc problemy atakuję dalej i mówię tym razem siedem (bo dla Krzyśków), kierowca spojrzał po mnie z niedowierzaniem, jakie siedem?, no bo jeszcze dwóch kolegów tłumaczę, kierowcy już chyba opadły siły, zainkasował kasę za bilety, powiedział tylko że mamy trzy miejsca siedzące, reszta będzie stać. Bilet kosztował 8 hrywien, plus 2 za plecaki. W Sewastopolu jesteśmy około 12:00, pań oferujących noclegi niewiele, jedna tylko chce przyjąć siedem osób na dwie noce. Cena 10 hrywien, pani tłumaczy że dwa pokoje, telewizor i w ogóle cywilizowana kwatera, a jako że jest pośredniczką to chce od nas jeszcze 10 hrywien. No cóż innych ofert nie było więc się zgodziliśmy. Jedziemy dość daleko marszrutką, kwatera oczywiście nijak się ma do wcześniejszego opisu, jeden pokój (a jeszcze do tego w tym pokoju są inni turyści i zwolni się dopiero wieczorem, więc nie wiemy nawet jak ten nasz pokój wygląda). Pani hoduje kaczki (chyba najbardziej będzie nam doskwierał właśnie ten smród kaczek), a kibel to najgorszy jaki widziałem (nie dało się w nim wytrzymać, wchodziło się nabierając powietrze, wychodziło wypuszczając). Mimo to, nie mając czasu na szukanie czegoś innego zostajemy w tej kwaterze. Zostawiamy plecaki, jedziemy do pierwszego punktu programu - Chersonez . Wyruszamy marszrutką 12, po drodze kupujemy arbuza i melona. Rafał specjalista od języka kupuje bilety za 5 hrywien dla swoich (innostrańcy płacą po 10). Ruiny ruinami, najpierw uderzamy nad morze, kawałek plaży znajduje się pod klifem z którego trzeba zejść po schodach. No i w końcu upragniona kąpiel!, cieplutka woda, jest super. Poużywaliśmy sobie z godzinkę, potem poszliśmy zwiedzać ruiny i porobić zdjęcia. Wracamy do centrum, idziemy zobaczyć panoramę Sewastopola, po drodze w jakiejś agencji turystycznej pytamy o Bałakławę, pytamy o wycieczki, w końcu stwierdzamy że w sumie to my i tak wolimy tam sami jechać, to pani wytłumaczyła nam jak dojechać do Bałakławy marszrutkami. Od razu postanowiliśmy, że jeszcze dzisiaj tam jedziemy. Najpierw marszrutką do przystanku o nazwie "5 kilometr", następnie przesiadamy się na autobus 17. Po jakiś 20 minutach dojechaliśmy do Bałakławy. Wynajmujemy za 50 hrywien stateczek, rejs trwa około 30 minut, widoczki są niesamowite, przepływamy obok hangaru dla łodzi podwodnych, dookoła opustoszałe budynki pozostawione przez Flotę Czarnomorską. Po rejsie wchodzimy na wzgórze, gdzie znajdują się ruiny twierdzy genueńskiej, gdy schodziliśmy robiło się już ciemno, kąpiemy się jeszcze na plaży w porcie (no może to nie była plaża, bo beton, ale woda czyściutka). Po kąpieli siadamy na piwie i czeburiekach. Do kwatery wróciliśmy około 23:00, pani zmartwiona że tak późno i że turyści z naszego pokoju już pewno poszli spać, no ale jakoś się udało zamienić pokojami. Mamy dwa lóżka, dostajemy jeszcze jakiś materac, pokoik raczej nędzny, mimo to pani każe ściągać buty. Przed północą idziemy spać.

Sewastopol - z greckiego "święte miasto" - największe miasto Krymu (ponad 400 tyś.), jego powierzchnia 1079 km kw. Sewastopol to przede wszystkim port i główna baza floty Czarnomorskiej Ukrainy. Miasto zostało założone 3 Czerwca 1783, po 2 miesiącach od momentu przyłączenia Krymu do Rosji.

Chersonez - założone prawdopodobnie w VII-VI w. p.n.e. przez kolonistów z Miletu, ok. 500 p.n.e. założone ponownie jako kolonia Heraklei Pontyjskiej, w czasach cesarstwa bizantyjskiego noszące nazwę Cherson, później Korsuń, obecnie stanowiące część Sewastopola.

Bałakława - do 1996 r. miasto zamknięte, baza radzieckich okrętów podwodnych. Na wzgórzu twierdza genueńska Cembalo.

06.08.2003 środa

Wczoraj, jeszcze przed snem ustaliliśmy straceńczy plan zobaczenia dwóch dość odległych miejsc : Bakczysaraj i Aj-Petri. Wstajemy więc wcześnie, o 8:20 jesteśmy na dworcu, chcieliśmy o 8:45 jechać do Alupki ale nie było już biletów. I w sumie bardzo dobrze, że nie dostaliśmy biletów, w rozmowie z kierowcą który jeździ do Jałty okazało się że połączenia z Alupki do Bakczysaraju są bardzo rzadkie, więc jest prawie niemożliwe w jeden dzień zrobienie takiej trasy. W związku z tym jedziemy do Bakczysaraju. Kupujemy jeszcze bilety na jutro na 7:25 do Jałty za 13 hrywien. Snujemy się przez chwilę na dworcu, Maciek stwierdza, że kibel na dworcu jest o wiele lepszy niż u nas na kwaterze, Iwona i Rafał kupują hot-dogi i karmią psa. O 9:50 jedziemy do Bakczysaraju, kierowca dodatkowo za jedną hrywnę wiezie nas pod Pałac Chanów. Bilet za 10 hrywien, studencki za 5 i wystarczy praktycznie pokazać okładkę legitymacji. Wycieczka po pałacu trwa około godzinę, wchodzimy przez Poselskie Wrota, na dziedzińcu fontann oglądamy najbardziej znane fontanny : Złotą Fontannę oraz Fontannę Łez o której pisał Adam Mickiewicz w sonecie Bakczysaraj. W przewodniku wyczytaliśmy że jest tu także stary cmentarz, po chwili szukania znajdujemy wejście za jakimś rusztowaniem. Przepiękne miejsce, mi osobiście właśnie ten cmentarz podobał się najbardziej z całego kompleksu pałacowego. Jak się okazało cmentarz ten chyba wcale nie jest udostępniony do zwiedzania, ponieważ gdy wychodziliśmy jakiś strażnik zdziwił się kto nas tam wpuścił. Przed bramą pałacu babuszki sprzedają jedzenie (czeburieki, kukurydzę, morele) posilamy się więc na dalszą wędrówkę. Idziemy przez miasteczko do Uspieńsiego Monastyru, po około 20 minutach dochodzimy do wykutego w skale klasztoru. Idąc po schodach każdy potyka się o jeden ze stopni, po prostu jest on wyższy od pozostałych. Zwiedzamy wnętrze cerkwi. Przed wyjściem w dalszą drogę nabieramy wodę ze źródełka. Idziemy do skalnego miasta Czufut-Kale. Bardzo gorąco, wzdłuż trasy mnóstwo straganów z pamiątkami. Wychodzimy z lasu ukazuje nam się przepiękny widok na skalne miasto. Wstęp 6 hrywien (studenci 3). Chodzimy po kamiennych uliczkach, wchodzimy do jam wykutych w skałach, z góry fantastyczny widok na okolicę. W trakcie zwiedzania grupa się rozłączyła : Gosia, Maciek i ja poszliśmy na bramę wschodnią, i już nie znaleźliśmy pozostałej części grupy, szukaliśmy, czekaliśmy ale w końcu postanowiliśmy iść dalej. Chcieliśmy koniecznie zobaczyć cmentarz karaimski, przewodnik dość mętnie opisywał gdzie on się znajduje, spotkaliśmy grupę Polaków z przewodnikiem Pascala który bardziej szczegółowo choć także enigmatycznie opisywał: 150 metrów za skalnym miastem. Jak tam dojść wytłumaczył nam sprzedawca pamiątek, poinstruował nas, że trzeba wyjść bramą wschodnią, aby to zrobić trzeba poprosić strażnika żeby ją otworzył, my już nie szukaliśmy strażnika tylko wyszliśmy ze skalnego miasta i przeszliśmy dołem w poszukiwaniu cmentarza. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy opuszczony, schowany w lesie cmentarz karaimski. On to dopiero zrobił na nas wrażenie, coś fantastycznego, ponad stuletnie nagrobki poprzewracane przez wyrastające drzewa, całkowita cisza, żadnych turystów, niesamowite klimaty. Można powiedzieć, że dla samego tego cmentarza warto było przyjechać na Krym. Wróciliśmy dolinką na parking przed wejściem do monastyru, nie mieliśmy już siły w takim upale wracać piechotą, pojechaliśmy więc marszrutką, rozglądamy się po drodze i w końcu spotkaliśmy naszą pozostałą część grupy, wsiedli szybko do naszej marszrutki i wpólnie dojechaliśmy do dworca w Bakczysaraju. O 19:30 jesteśmy w Sewastopolu, postanawiamy wybrać się jeszcze nad morze, jedziemy marszrutką nr 10 około 20 minut, następnie idziemy z 20 minut, droga na palżę prowadzi przez teren jakiejś fabryki, przechodzimy przez dziurę w płocie (wszyscy tak robią), i docieramy, już po zachodzie słońca, na plażę. Od razu wskakujemy do wody, choć nie jest to takie proste ponieważ kąpiemy się na kamienisto-głazowej plaży, metrowe fale nas czasami poniewierają, jest super. Kończymy kąpiel już przy świetle księżyca, po ciemku wracamy przez park Pobiedy (no bo brak oświetlenia ulicznego). Docieramy do kwatery, ustalamy plan na jutro, wychodzi że powinniśmy wstać o 5:30 - i kto tu mówi o urlopie!. Przed północą kładziemy się spać.

Bachczysaraj - Wspomniane jako miasto w 1502, do 1736 stolica chanatu krymskiego. W 1681 miejsce układu pokojowego między Rosją i Turcją. W 1783 zdobyty przez Rosjan, wcielony do guberni taurydzkiej.


poprzednia następna

Strona główna