Spływ kajakowy rzekami Mołczad, Niemen 2003

skład grupy  galeria I  galeria II  w kolorze sepii  podróż  scany  strona startowa

Motto na spływie :

Dzień bez deszczu, to dzień stracony.


Wstęp

A wszystko zaczęło się gdzieś tak na początku kwietnia, zapytałem wtedy uczestników wyprawy w Sajany czy nie chcieliby pojechać na spływ kajakowy rzeką Niemen. Odzew był duży, z tym że nie wszyscy mogli pojechać, w końcu z naszej starej grupy pojechały 4 osoby. W końcowym okresie przygotowań pojawiły się także pewne problemy ze składem, i tak w sumie pojechało 9 osób (pierwotnie miało jechać 11).


20.06.2003 piątek

Mimo wyjazdu dzień jak co dzień, tzn. jestem normalnie w pracy, i choć to jest typowy "polski most" (wczoraj święto, jutro sobota) i myślałem że to będzie spokojny dzień, jak na złość wszystko się sypie, w pewnym momencie zacząłem się martwić że nie wyjdę z pracy tak jak planowałem (a tu trzeba się jeszcze spakować). Może to śmieszne bo wyjazd był zaplanowany bardzo dawno temu to dopiero dzisiaj się pakuję, wrzucam do worka rzeczy które mi się w ostatniej chwili przypominają. Pociąg do Warszawy mam o 18:36, w pociągu spotykam Ewę, na dworcu spotykamy Szymona. O 23:49 pociąg do Sokółki. Z pociągu macha nam pozostała część grupy, mają zajęte miejsca, więc po krótkim zapoznaniu, kładziemy się spać.

21.06.2003 sobota

O godzinie 3:17 jesteśmy w Sokółce, wychodzimy z pociągu dzwoniąc zębami. Idziemy do poczekalni, są nawet piece kaflowe, ale oczywiście nieczynne, możemy jedynie sobie powyobrażać ciepło. O 4:43 mamy pociąg do Kuźnicy, tam kupujemy bilety do Grodna (po promocyjnej cenie 1 Euro). Pociąg "mrówczy", oczywiście strasznie zdemolowany. Po kontroli graniczno-celnej (bez problemów) rozglądamy się po hali dworca i po chwili podchodzi do nas uśmiechnięty Wołodia. Powitania, uściski, idziemy do busa który czeka na nas przed dworcem. Po zapakowaniu się do samochodu, Wołodia wyjmuje szampana którego pijemy za spotkanie. Jedziemy do Lidy około 2 godzin, cały czas leje deszcz. W Lidzie idziemy do Klubu Wołodii, tam oglądamy zdjęcia z dawnych wypraw Wołodii, najfajniejsze są te stare czarno-białe. Z klubu bierzemy plecaki, idziemy po jedzenie, kupujemy chleby, ziemniaki, ogórki, pomidory, kapustę, wymieniamy w kantorze pieniądze (1 $ = 2050 rubli). Podjeżdża drugi bus ze sprzętem (kajaki, namioty, prowiant). W Lidzie idziemy zobaczyć zamek fot fot. Zamek ogromny, niestety możemy go obejrzeć tylko z zewnątrz, cały czas trwa odbudowa i na dziedziniec możemy zajrzeć tylko przez dziurę w bramie. Wciąż pada, wyruszamy na miejsce spływu, plan jest taki aby jeszcze dzisiaj przepłynąć jakieś dwie godziny. Ale jak to bywa w takich przypadkach pojawia się propozycja Wołodii abyśmy odwiedzili Saszę który jest tu w pobliżu. Na propozycję przystajemy oczywiście z ochotą, cztery osoby poprzedniej wyprawy przesiadają się do bus-a ze sprzętem i jedziemy szukać Saszy. Nawet długo nie szukaliśmy, więc znów powitania i uściski. Sasza rzuca propozycję że niedaleko jest festiwal piosenki autorskiej, i może byśmy chcieli tam zostać (no bo bania, impreza itd.). Jedziemy na miejsce, stoi sporo namiotów, ma być około 100 osób, palą się ogniska, scena. Oczywiście spodobało nam się. Jedziemy do pozostałej części grupy spytać co oni na to, okazuje się że wizja zejścia dzisiaj na wodę jest na tyle nieprzyjemna, że wszyscy z ochotą podchwytują propozycję imprezy. Dojeżdżamy nam miejsce, w deszczu rozbijamy namioty (4 osobowe). Rozkładamy jeden kajak (bajdarka), na aluminiowy stelaż naciągamy gumowo płócienną powłokę (Wołodia mówi że jest to kajak 8-o letni). Na chwilkę schodzimy na wodę, kajak przecieka jak diabli, więc jedyne spodnie mam już mokre (następnego dnia okaże się że właśnie w tym kajaku będę pływał) . Ustalamy plan dyżurów, pierwszy wypada Szymonowi i Bratkowi (na obiad grochówka, surówka). Po obiedzie bania jest już gotowa, a że dzień deszczowy to z ochotą wchodzimy się wygrzać fot. W bani strasznie gorąco, aż parzy, gdybyśmy poczekali trochę z wejściem to można by było posiedzieć trochę dłużej. Ale i tak jest super, po bani już nam pogoda niestraszna, a w dodatku Wołodia wydał porcję spirytu fot fot fot fot, słoniny i czosnku, ach jak miło sobie przypomnieć ten smak fot fot. Impreza zaczęła się rozkręcać na dobre, w namiocie otwieraliśmy kolejne flaszki wódki zakupionej w Lidzie. Wypiliśmy trzy w ekspresowym tempie (jakieś pół godziny), szybkie kolejki zagryzaliśmy chlebem, Wołodia opowiadał o wyprawach. Potem poszliśmy na festiwal, nawet dorwałem się w pewnym momencie do mikrofonu, ale tak czy inaczej....

22.06.2003 niedziela

Jak się obudziłem to zapytałem czy to wieczór, czy ranek - okazało się że ranek, i tym sposobem nie posłuchałem na festiwalu żadnych piosenek nie załapałem się także na kociołek wódki który krążył na widowni (fotki z festiwalu Maluszi fot fot fot),no cóż, postanowiłem że spróbuję następnym razem w przyszłym roku. Śniadanie z tuszonką, zbieramy się do wyjazdu, tym razem upychamy się ze sprzętem do jednego bus-a, więc miejsca mało, no ale Wołodia powiedział że to tylko 30 minut. Po półtorej godzinie jazdy okazało się że kierowca zabłądził, więc trochę krążymy i w końcu jakoś docieramy nad Mołczad w okolicach miejscowości Nowojelenia. Wypakowujemy się przy moście, było to doskonałe posunięcie ponieważ deszcz co jakiś czas miał ochotę nas zmoczyć. Gdy dyżurni przygotowywali obiad pozostała część grupy składała kajaki fot fot, nawet szło nam całkiem nieźle, no może z wyjątkiem jednego kajaka w którym stelaż nie był zbyt dobrze dopasowany. Mamy 3 kajaki 3 osobowe i jeden 2 osobowy, właśnie ten dwuosobowy jest najstarszy, i ten przecieka najbardziej fot fot. Najpierw pod słońce szukam dziur, znalazłem 7, po zaklejeniu spuszczam kajak na wodę, i znajduję jeszcze 3, ale trzeba przyznać że po tych zabiegach kajak do końca spływu już nie przeciekał. Na obiad zupa gruzińska (charczok) plus surówka - jedliśmy pod mostem bo akurat wtedy znów lunął deszcz. Dopiero o 18:30 schodzimy na wodę, kajaki na wodzie zachowują się bardzo dobrze, szybkie, zwrotne. Płyniemy półtorej godziny, zatrzymujemy się na stojankę, rozstawiamy namioty, dyżurni kolacja (zupa, ziemniaki) fot . Do tego standard ( spiryt, słonina, czosnek). Siedzimy przy ognisku, coś tam śpiewamy (praktycznie to Mirka śpiewa, czasami Szymon i Bratek, reszta jak zaśpiewa refren to i tak sukces).


następna
napisz jeśli masz jakieś pytania