Strona Główna  »  Galeria  » 



Rejs morski Gdańsk (Górki Zachodnie) - Mariehamn - Gdańsk


Wstęp

Nazywało się to wszystko II Toruńskie Regaty Morskie, płynęliśmy na jachcie FREYA (J-80), 13 metrowy, 9 osobowy jacht, pomalowany w jaskrawo pomarańczowy kolor który wzbudzał szerokie zainteresowanie w obcych portach, 4 koje w formesie, 4 koje w mesie, jedna w nawigacyjnej, kingston w dziobie. Płynęliśmy w składzie :

Kapitan Władek
AsystentAdam
I Oficer (nawigacja)Staszek
Asystent IMarek
II Oficer Wojtek
Asystent IIJacek
III OficerTomek
Asystent III Ja

Drugi jacht nosił nazwę MESTWIN, kapitanem był Czarek, załoga : Staszek, Mariusz, Michał, Maciek, Andrzej, Marek.

A tak to było :

01.08.1999 niedziela

6.50 spotykam się z Wojtkiem, jedziemy po Tomka i Maćka, następnie wyruszamy busem do Górek Zachodnich. Dojechaliśmy około 12:00 na miejsce, druga załoga już się ształuje. Okazuje się że nasz jacht jeszcze w tym sezonie nie pływał i jest masa rzeczy do zrobienia. Resztę dnia poświęcamy na ształowaniu, dokręcaniu, szukaniu żagli, sprawdzeniu całego jachtu. Wieczorem a raczej po północy zaczęła się impreza - trzeba było wypić za pomyślność rejsu, więc wódeczka a raczej spirytus w Maksymiliance (plastikowym PET-cie) pity ze szklanek, zagryzany śledziami, impreza skończyła się nad ranem.

02.08.1999 poniedziałek

6.30 pobudka, ciężko wstać picie ledwie skończone, ruszamy na odprawę paszportową. Mestwinowi udało się przy okazji wejść na mieliznę. Po odprawie wychodzimy za główki i zaczyna bujać nawet nie tak bardzo, ale dawka alkoholu + śledzie + bujanie powoduje nie najlepsze samopoczucie. Leżę cały dzień na deku, całodzienna racja żywnościowa to jedna herbata.

03.08.1999 wtorek

4.00 pobudka - wachta, w ciągu dnia czuję się znacznie lepiej, nawet coś jem, wieje słabo 2-3, stawiamy apsla. Dzień mija spokojnie bez jakiś szczególnych wydarzeń, kolejna wachta 24-4, w nocy cieplutko. W pewnym momencie wchodzimy na tor podejścia statków więc Władek szaleje pomiędzy nimi. W końcu na godzinkę włączamy silnik aby wyjść z toru. Nad nami pięknie rozgwieżdżone niebo.

04.08.1999 środa

Dziś wyjątkowo ładna pogoda, leżymy na deku, przed obiadem propozycja kąpieli w morzu. Kąpiel na środku Bałtyku, z jachtu morskiego to raczej nie jest coś zwyczajnego, ale co tam. Przywiązani cumą do jachtu kolejno wchodzimy do wody, mimo że wieje słabiutko to jednak prędkość jest na tyle duża że nikomu nie udaje się choćby zrównać ze statkiem. Próbujemy różnych technik pływania na cumie, najlepszą okazuje się technika nogami do przodu. Po obiedzie Władek szaleje: stawiamy wszystkie możliwe żagle: fok, fok sztormowy, topsel, grot, apsel, bezan - po tych manewrach płyniemy 5,5 węzła (czyli prawie tak jak na silniku), mamy około 130 m2 żagla (standard to 80 m2). Z nami Gotlandia.

05.08.1999 czwartek

7.15 kambuz (kuchnia), no to rano śniadanko : zrobiłem szynkę z tuńczykiem co nie wzbudziło zachwytu kapitana. Na obiad 3 słoiki wieprzowiny, co tym razem wzbudziło zachwyt załogi. Dzień słoneczny, nie wieje zbyt mocno, wiatr południowy dokładnie w rufę. Dzień znów mija na pełnym relaksie (no oprócz kambuzowania).

06.08.1999 piątek

Wachta 4.00-8.00 oraz 16-20. Skorzystałem na swoje nieszczęście z z kingstonu (ubikacja), no i przy pompowaniu pękła jedna z rurek. Musiałem się więc szybko wykąpać, a było wtedy już dość zimno. W ten sam dzień zdarzyło się to samo Kapitanowi i dostaliśmy ksywę Akwanauci.

07.08.1999 sobota

Pogoda ładna, choć zimno. Mamy problemy z silnikiem (woda morska dostała się do oleju silnikowego i zrobiła się farba). Władek i Staszek porobili jakieś niesamowite obejścia (tu kawałek rurki wycięli, tam wstawili) i z chłodzeniem nie mieliśmy problemów już do końca rejsu (były za to inne problemy o czym dalej). W ciągu dnia zaczynają się pojawiać skaliste wysepki co oznacza że Alandy już blisko. Do Mariehamn (stolica Alandów) wchodzimy już po zachodzie słońca. Przy wchodzeniu do portu wymijamy Solanusa - słynny jacht z Bydgoszczy (kilka osób z naszej załogi pływało na nim). W porcie jesteśmy o 21:00, okazuje się że Mestwin jest już na miejscu (zajęliśmy więc dobre drugie miejsce). Po sklarowaniu jachtu imprezka na kei.

08.08.1999 niedziela

Dzień wolny, chodzimy po Mariehamn, przepiękne widoki, morze, skałki, robię mnóstwo zdjęć, wysłam widokówki. Dochodzimy do wniosku że Finlandki są okropnie brzydkie, poprzedniego wieczoru jak spotkalismy ładną dziewczynę w porcie to okazała się oczywiście Polką (przypłynęła na Bieszczadach). W końcu po całym dniu zwiedzania wychodzimy z portu o 18.00.

09.08.1999 poniedziałek

Kambuz - od godziny 3.00 zaczyna mocno wiać, rano dochodzi do 7 stopni. Nad ranem mijamy Mestwina - jedynie kontakt wzrokowy ponieważ nie działa UKF-ka. My idziemy jeszcze na pełnych żaglach więc przy tak silnym wietrze mijamy ich momentalnie (po wpłynięciu do Visby załoga Mestwina opowiedziała nam, że jak nas zobaczyli idących na pełnych żaglach to pomyśleli że upiliśmy Władka, no bo Władek znany jest raczej z ostrożnej jazdy). Buja jak diabli, choroba morska atakuje a tu trzeba robić śniadanie, smażę więc w ekspresowym tempie kliełbaski (a i tak nie obywa się bez kilku szybkich wyjść na pokład). Śniadanie jakoś się udało, do obiadu leżę na koi. Kolej na obiad, wyszukuję najszybsze danie jakie można zrobić : zalewam jakiś makaron z sosem wrzątkiem ( przygotowanie obiadu dla 8-iu osób w 8 minut - na więcej nie miałbym siły ) Resztę dnia spędzam w pozycji horyzontalnej, obijając się na przemian z lewej i prawej strony koi. Mimo że jestem kukiem (a może dlatego) cały dzień nic nie jem. Wieje ostro idziemy tylko na foku i bezanie. Mamy problem z silnikiem, nie możemy go odpalić.

10.08.1999 wtorek

Płyniemy w stronę Visby (na Gotlandii), około 17.00 wchodzimy na żaglach (silnik zepsuty) do Visby. Władek parkuje perfekcyjnie. Po kolacji bierzemy wódeczkę w Colę i idziemy na miasto. W Visby trafiamy na średniowieczny festyn, po mieście chodzą poprzebierani ludzie, trwają walki rycerskie, wszyscy się bawią, piją piwo, śpiewają. Siedzimy na murach zamku, pijemy "Colę" i jest fajnie.

11.08.1999 środa

Dzień napraw : szyjemy żagle, generalna naprawa silnika - okazuje się że jest woda pod cylindrami. Po wylaniu wody poprzez odprężniki silnik rusza. Po naprawach wyruszamy zwiedzać miasto, a wieczorem wychodzimy w morze.

12.08.1999 czwartek

Wachta 24-4, jest tak ciemno że nic nie widać na kilka metrów, pada deszcz (to była najgorsza wachta ze wszystkich). Wpływamy w cieśninę Kalmarsund tj. pomiędzy Szwecję a Oland. Wchodzimy do portu Kalmar, zwiedzamy zamek na półwyspie. Wychodzimy wieczorem.

13.08.1999 piątek

13 piątek i kambuz - no i oczywiście wieje ostro, dochodzi w pewnym momencie (w południe) do 8 czyli SZTORM, a ja kambuzuję - śniadanko, obiad, kolacja - robię - kładę się i tak na zmianę. Ale nie jest tak źle (organizm chyba trochę się przyzwyczaił) ponieważ obiad robię normalny czyli z ziemniakami. Choć przyznam że nie było to łatwe, zaparty nogami i tak obijałem się o kambuz jak marionetka.

14.08.1999 sobota

Noc raczej ciężka buja cały czas, straszny hałas fal uderzających o burty, ogólny hałas ruchomych przedmiotów. Około 6.00 wpływamy do Gdańska na Wełtawę, wypogadza się. W Gdańsku odbywają się regaty, więc oczywiście zgłaszamy nasz udział. Ponieważ wieje słabo, zajmujemy jedno z ostatnich miejsc - no ale my ważymy 16 ton a najwięksi pozostali z 6 ton. Cumujemy w Marinie, wieczorem życie nocne Gdańska.

15.08.1999 niedziela

Rano okazuje się że Adam ma fiolrtową śliwkę pod okiem, okazało się że poszedł sam wieczorem na miasto i z kimś się nie dogadał. Bierzemy udział w II etapie Regat, tym razem startuje też jacht metalowy - to możemy się pościgać w swojej klasie. Po zażartej walce zwyciężamy - tym razem wieje dość dobrze i za nami jest jeszcze sporo jachtów. Po dopłynięciu do mety płyniemy od razu do Górek Zachodnich, tam mycie sprzątanie, zdanie sprzętu, wieczorem wracamy busem do Torunia.

Podsumowanie:
To był naprawdę udany Rejs - ładna pogoda w pierwszym tygodniu, zaliczone porty : Mariehamn, Visby, Kalmar, drugi tydzień gorsza pogoda, nawet sztormowa, na koniec Regaty po Zatoce.