|
|
Kurs paralotniowy 02.09.2000 - 08.09.2000 Wstęp
Nadszedł taki czas gdy zapragnąłem wznieść się w powietrze. Przygotowania zacząłem jak zwykle od
przeszukania zasobów Internetu. Z wielu dyskusji na pl.rec.paralotnie wywnioskowałem że najbardziej
odpowiada mi szkoła Wojtka Dudka w Górskiej Szkole Szybowcowej. Wyruszyłem tak naprawdę poprzedniego dnia o 22:30 z Torunia, przesiadka w Bielsku, o 7:00 w Żywcu, w końcu o 10:00 na miejscu czyli w Miedzybrodziu Żywieckim. Bardzo malownicza okolica, po drodze widać duży zbiornik wodny z tamą - na wodzie żaglówki - dobre tereny do uprawiania żeglarstwa, widsufringu. Kilka minut marszu pod górkę ukazuje się lotnisko i Górska Szkoła Szybowcowa. Melduję się w hotelu, po południu wycieczka na górę Żar (ścieżką po torach po których kiedyś transportowano szybowce). Z góry przepiękne widoki, startują lotniarze, niektórzy kończą szybko na niższych partiach drzew. Dla ciekawości napiszę że czubek góry Żar został ścięty i wybudowano na nim ogromny basen elektrowni przepływowo-pompowej. 04.09.2000 poniedziałek
Pierwszy dzień kursu. Zaczynamy teorią, dobieramy paralotnie do wagi. Wagowo jestem w parze z Krzyśkiem -
dostajemy największego glajta. Po południu idziemy na łagodną górkę tuż przy lotnisku, rozkładamy glajty,
przypinamy się i startujemy - tzn. biegniemy, a z radia padają komunikaty jak biec, kiedy puszczać taśmy itp.
Biegniemy pochyleni z maksymalnie wykręconymi rękoma do tyłu, nie łatwo się domyśleć że mój pierwszy bieg to
zaliczenie twarzą gleby. W kolejnym biegu tak mocno chciałem się oderwać od ziemi że bryknąłem (podskoczyłem)
i zaryłem oczywiście w glebę. I to był mój ostatni bieg w tym dniu ponieważ po naszym skrzydle przebiegł koleś
i zerwał jedną z linek. Jedziemy na większą górkę - Jaworzynkę. Na początek startowaliśmy z niższej półki. Krzysiek poprzedniego dnia tylko raz przebiegł się z glajtem, dlatego dziś on pierwszy wystartował. Przy lądowaniu Wojtek wydziera się że Krzyśiek ląduje na proste nogi i faktycznie wylądował i nie wstaje. Zbiegłem na dół, okazało się że skręcił nogę (tak naprawdę to wieczorem okazało się że nogę jednak złamał - i tak dla niego kurs skończył się nogą w gipsie). Kolej na mnie, chwila strachu i już w powietrzu, uczuć jakie wtedy miałem i tak nie przeleję na słowa więc nie będę się wysilał. Podczas pierwszego lotu nie ma czasu na przyglądanie się widokom, wszystkie czynności wykonuję na komendę Wojtka (każdy ma radio), chwila lotu, lądowanie, udane zresztą tak że nawet się nie wywracam. Po kilku lotach przenosimy się na szczyt polanki stąd loty są o wiele dłuższe. W ciągu dnia wykonałem 10 lotów, stwierdzam że idzie mi całkiem dobrze. 06.09.2000 środaSzkolimy umiejętności, Wojtej już raczej nie podpowiada, lata się samemu. Raz zaliczyłem krzaki jeżyn wiec trochę się pociąłem, a jeszcze gorsza sprawa to wyplątanie skrzydła z kolców. Najbardziej uciążliwe jest wchodzenie ze sprzętem na górkę, tak że nawet nie można się wieczorem napić piwa ponieważ następnego dnia trzeba trzymać kondycję. 07.09.2000 czwartekDaje się doszkalamy, gdy popsuły się warunki do latania na Jaworzynce wróciliśmy na naszą łączkę przy lotnisku. Mieliśmy pokazać jak faktycznie radzimy sobie ze startami z małego nachylenia - było różnie, czasami udało się kawałek polecieć. A wieczorem wykład "niebezpieczne sytuacje". Oglądamy film który robi wrażenie (podobno kiedyś ten wykład był na początku kursu i ludzie po nim rezygnowali z kursu). Na tym filmie utwierdzam się w przekonaniu że to niebezpieczny sport - ale oczywiście nie aż tak aby zaprzestać latania). Na filmie oglądamy przypadki lądowania w basenie elektrowni na Żarze, na drutach wysokiego napięcia, oglądamy poskładane skrzydła, latanie w przecince z prostopadłym wiatrem (też złożenie skrzydła) i mnóstwo innych niebezpiecznych sytuacji. 08.09.2000 piątekJest to ostatni dzień kursu, i jakby w nagrodę mamy bardzo dobre warunki do latania. Uczę się startować alpejką, czasami nawet mam wznoszenie ( uczucie szybkiej windy). W jednym z pierwszych lotów Olek skręca nogę i już do końca nie lata. Wieczorem laszowanie - czyli pasowanie na pilota. Najpierw każdy musi wykonać jakieś polecenia Wojtka, a następnie dostajemy z kasku w tyłek od wszystkich instruktorów. Nie będę opisywał jakie musieliśmy wykonywać polecenia, i jak się przy tym bawiliśmy, jeśli ktoś się chce przekonać to polecam Szkołę Wojtka Dudka - naprawdę warto! |
|